Przed szczytem NATO. Służby bezpieczeństwa a dostęp do informacji.

Krzysztof Izdebski

Krzysztof Izdebski

06 lipca 2016

Przeczytasz w 3 minuty

Już za dwa dni Warszawa będzie gościć setki przedstawicieli wojsk i administracji cywilnej, którzy będą omawiać plany Sojuszu na najbliższą przyszłość. Dla mieszkanców i mieszkanek stolicy to przede wszystkim duże wyzwanie logistyczne, które kojarzy się z zamkniętym ruchem, zablokowanym sporym fragmentem miasta i innymi ograniczeniami. Blokada, zamknięcie, ograniczenia to zresztą powszechne skojarzenia z wojskiem, czy szeroko pojętymi służbami bezpieczeństwa. Ich pracy towarzyszy aura tajemnicy, która czasami jest uzasadniona, ale częściej wynika jedynie z przyzwyczajeń lub lenistwa niż z uzasadnionych powodów. Dowodzi tego, chociażby ostatnia wygrana Fundacji Panoptykon ze Służbą Kontrwywiadu Wojskowego dotycząca udostępnienia statystyk sięgania po dane telekomunikacyjne i internetowe ale również głośna sprawa tocząca się przed Europejskim Trybunałem Praw Człowieka w sprawie Młodzieżowej Inicjatywy na rzecz Praw Człowieka przeciwko Serbii. Zauważając, że powyższy problem ma charakter globalny grupa ekspertów z 70 krajów opracowała przyjęte w 2013 r. Globalne zasady dotyczące bezpieczeństwa narodowego i prawa do informacji (Zasady z Tshwane) Zdaniem autorów Zasad, "w praktyce uzasadnione interesy bezpieczeństwa narodowego najlepiej chronione są wówczas, gdy opinia publiczna jest dobrze poinformowana o działaniach państwa, w tym podejmowanych w celu ochrony bezpieczeństwa narodowego." Dalej, słusznie uznano, że z uwagi na wysokie ryzyko nadużyć ze strony przedstawicieli służb bezpieczeństwa, należy wdrożyć środki zapobiegawcze w postaci jak najszerszego informowania o swoich działań, gdyż kontrola obywateli stanowi najlepsze zabezpieczenia przed wykorzystywaniem przez służby swojej nadrzędnej pozycji. Za przykład działań, które wyszły z tego samego założenia może chociażby służyć amerykańska kampania Black Lives Matter.  Relacje między bezpieczeństwem narodowym, a prawem do informacji nie są proste do określenia, ale zbyt rzadko waży się obydwie wartości, a zbyt często zamyka się oczy i usta społeczeństwu roztaczając wizję niebezpiecznego świata i tego, że tylko wybrani mogą go zrozumieć. Doświadczyliśmy tego wraz z innymi organizacjami angażując się w protesty przeciwko ustawie o działaniach antyterrorystycznych, która oddała służbom nieograniczoną władzę nad naszym życiem. Nie czujemy, że ktokolwiek z autorów strony wyważał relacje bezpieczeństwa (niezależnie od krytyki na ile rzeczywiście ustawa zapewni bezpieczeństwo) z innymi prawami człowieka, w tym z prawem do informacji. Tymczasem naczelny postulat Zasad z Tshvane stanowi, że: "Ograniczenie prawa do informacji ze względu na konieczność ochrony bezpieczeństwa narodowego nastąpić może wyłącznie w przypadku, w którym władza publiczna wykaże, że: przedmiotowe ograniczenie wynika z przepisów prawa i jest niezbędne w społeczeństwie demokratycznym w celu ochrony uzasadnionego interesu bezpieczeństwa narodowego; oraz przepisy prawa ustanawiają adekwatne zabezpieczenia przed nadużyciami, w tym możliwość niezwłocznej, pełnej, dostępnej i skutecznej kontroli ważności ograniczenia przez niezależny organ nadzoru oraz pełną kontrolę sądową." Nie chodzi więc o to, aby wszystko i zawsze było jawne, ale by dokonywać obiektywnych ocen na ile posiadane przez służby dane powinny zostać udostępniane obywatelom i obywatelkom. I nie chodzi tu o to by takich ocen dokonywały sądy, ale by same służby opracowały polityki otwartości. Niestety nie odnaleźliśmy w programie Szczytu punktu dotyczącego tego zagadnienia ale liczymy, że będzie on wkrótce podjęty. Pamiętać należy, że część winy za kryzys Instytucji Unii Europejskiej ponosi ich ograniczona chęć do bycia przejrzystymi. To ważna nauczka również dla innych instytucji.